niedziela, 3 maja 2015

Od Esmeraldy c. d. Flamini

Wpatrywałam się zdziwiona na Flamin. Uciszyła wilki, nie
wiedziałam do końca o co w tym chodziło. Ona za to powróciła do zbierania tej swojej trawy. Przymknęłam oczy, słyszałam  cichy szmer Krwistej rzeki, czy też jak nazywa ją Flamini- Krwistego potoku. Nie wiem jaki diabeł mnie podkusił, bym tu znowu przyszła. Tym razem z kimś, ale
to nie zmienia faktu, że jestem na terenie wroga. Tylko dlaczego uparł się akurat na mnie? Mało wilków w okolicy?
 -Idziesz ze mną? Czy zostajesz z tym swoim Favianem?
Zerknęłam w stronę Flami. Ta już skończyła zbieranie tych swoich ziółek i wpatrywała się we mnie wyczekująco. Niby nie powiedziała nic takiego, ale coś mi tu nie grało.
-Flavian? Nie mówiłam
jak się on nazywa...
Ale Flami od razu odparła:
-Mówiłam ci przecież, wiem kim on jest.<br />-To zdradzisz dlaczego akurat na mnie poluje?<br />-Od 100 lat nie jadł, więc co się dziwisz?
-To mi już mówiłaś... chodzi mi o to, dlaczego
akurat na  mnie.
Wadera westchnęła.
-Dowiesz się w swoim czasie.
 Co ona taka tajemnicza? Ktoś chce mnie zabić, a nawet nie powie po co. Zrezygnowana mruknęłam coś pod nosem. Flamini ruszyła przed siebie, ja z ociąganiem podążyłam za nią. Chwila wędrówki, bez żadnych niespodzianek, a już
byłyśmy za granicą lasu. Obejrzałam się, miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. I ten ktoś średnio mnie lubi... Ale nikogo nie dojrzałam. Odwróciłam się i podbiegłam do wadery. Ta chyba nawet nie zauważyła, że dopiero teraz do niej dołączyłam. Mi to akurat nie przeszkadzało, obyło się bez żadnych wyjaśnień. Przeszłyśmy przez
niewielką polanę i wkroczyłyśmy do lasu. Drzewa pokryły się zielonymi listkami, majowe słońce prześwitywało pomiędzy ich koronami. Było tu tak inaczej niż w Lesie potępienia. Tam panowała wieczna zima, nie wiem
jak cokolwiek tam rośnie. Tymczasem dotarłyśmy do jaskini Flamini. Ta wkroczyła pewnie do środka.
-Tym razem zostajesz u mnie?- zapytała z nutką ironii w głosie.
-Nie, ale nie zamierzam się błąkać po pewnym lesie. To chyba styknie?- mruknęłam. Ta spojrzała na mnie z wahaniem, ale nic nie powiedziała. Tylko weszła do tej swojej jaskini. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. Nie
wiedziałam gdzie by tu pójść. Powoli nastawał wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi. Ptaki śpiewały już arie, na zakończenie swych koncertów. Zerknęłam na niebo, wyglądało jakby je ktoś namalował akwarelą. Wizjoner z polotem, o niebagatelnym talencie. Delikatny, stonowany róż mieszał się  z krwistą czerwienią, do pary ze słoneczną pomarańczą. Jako zwieńczenie tego arcydzieła dodał parę kropli jasnego fioletu. Mam czas do nadejścia zmroku, ale nie mam
jakoś ochoty na powtórkę z rozrywki. Manewrowałam pomiędzy pniami drzew, w odcieniu mlecznej czekolady, tego przysmaku ludzi. Słyszałam szmer wiatru w koronach drzew. Muszę się streszczać, noc wisiała w powietrzu. Doszłam na spokojnie do swojej nowej jaskini. Muszę sobie znaleźć jakąś inną miejscówkę. Jak na razie musi wystarczyć. Nie
byłam śpiąca, ale nie miałam nic ciekawszego do roboty. Położyłam się i zamknęłam oczy. Jedyne co mogę sensownego zrobić. Wyjrzałam na zewnątrz. Słońce już zniknęło na horyzoncie, dojrzałam nawet widmową sylwetkę księżyca. Dzisiaj w sumie nic nie robiłam, w porównaniu do wczoraj... Byłam ciekawa co przyniesie jutro. Dowiem się czegoś więcej o mym prześladowcy? Spotkam kogoś nowego? Teraz mogę
tylko cierpliwie czekać... Ziewnęłam. Dziwne, jeszcze przed chwilą nie czułam nawet śladu zmęczenia. Powieki same mi opadały. Ziemia wydała się taka miękka.... Nawet nie wiem kiedy położyłam na niej głowę. Ostatnie co pamiętam, to zapach jakiegoś wilka. Ale nie zdążyłam nawet
pomyśleć co to może znaczyć. Mój oddech się wyrównał, a mnie pochłonęła kraina snów. Byłam gdzieś daleko, nieświadoma tego co się dzieje w rzeczywistości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz