piątek, 1 maja 2015

Wataha Tropicieli Magii cz.1 Konsekwencje lekkomyślności – Pyladea

Podróżując w smoczych szponach zmuszona byłam nauczyć się również spać w czasie lotu. Tego ranka obudziłam się wyjątkowo obolała. Wszystkie mięśnie zdrętwiały mi od ciągłego leżenia w jednej pozycji. Najprościej byłoby wstać i pochodzić, ale to nie wchodziło w grę. Podniosłam się jednak i poczułam na futrze chłodny i świeży powiew wiatru. Nie mogłam się oprzeć pokusie. Rozprostowałam skrzydła. Nie doceniłam jednak siły rozpędzonego powietrza. Zanim zdążyłam się zorientować wysunęłam się z łap mojego opiekuna i zaczęłam spadać w dół. Nie używane od długiego czasu skrzydła nie nadawały się do użytku. Z trudem wyhamowałam. Zniosło mnie w kierunku niewielkiego strumienia. Niestety smok niczego nie zauważył. Zaczęłam biec za nim, ale czym były moje drobne łapy w porównaniu z olbrzymimi skórzastymi skrzydłami. Nie wiem jak długo to trwało, lecz doprowadziło mnie do takiego wyczerpania, że padłam wreszcie jak nieżywa i chyba nawet straciłam na jakiś czas przytomność. Pierwsze co potem pamiętam to jakieś dwa nieznane głosy które usłyszałam tuż nad sobą.
- No co ty zwariowałeś to jakiś nieznany wilk niewiadomego żywiołu!
(tam skąd pochodziłam był to poważny zarzut, gdyż oprócz watahy, w której się wychowywałam wszystkie zgrupowane były według mocy i ciągle walczyły ze sobą, zawierając z rzadka sojusze. Wilki fantazji nigdy nie były akceptowane przez żadne z tych ugrupowań, a poza tym pozostawały wierne przysiędze prawdy i nie angażowały się nigdy w te konflikty. Czuły się jednak ciągle zagrożone i dlatego też były nieufne.)
- I co z tego! Ulises na pewno by się ze mną zgodził, że trzeba mu udzielić pomocy.
- Ale jesteś uparty, w ogóle nie myślisz o konsekwencjach, ocalisz jednego wilka a resztę skarzesz na zagładę. To może być szpieg…
Słowa były jakieś dziwnie zamazane i niewyraźne, ale byłam pewna, że jeden z wilków właśnie mnie obraził.
- nie jestem żadnym szpiegiem – odezwałam się
Obcy popatrzyli na mnie z ogromnym zdumieniem i wtedy uświadomiłam sobie, że czytałam im w myślach. To mógł być fatalny w skutkach błąd. Chciałam wstać, ale byłam nadal zbyt osłabiona.
- W porządku, ale teraz nie powiesz mi, że ona jest tak zupełnie obca. Nigdzie raczej nie pójdzie więc możemy pobiec poradzić się Starszyzny.
- Niech tylko spróbuje iść za nami to sam osobiście rozszarpie jej gardło.
- Przestań.
Nie miałam nawet siły myśleć, a co dopiero czegoś się bać. Powiodłam wzrokiem za oddalającymi się wilkami. Jeden z nich był czerwony i miał potężne czarne skrzydła. Wyglądał naprawdę groźnie. Drugi był szary, ale miał na sierści jakieś tajemnicze znaki. Jego pysk otaczało coś na kształt brudno niebiesko czarnej grzywy. Gdy oddalili się zaczęłam się zastanawiać. Nie byłam pewna jakie intencje przyświecały nieznanym mi wilkom, ale po tonie wypowiedzi jednego z nich raczej nie powinnam się spodziewać czegoś przyjemnego. Myślałam, że może powinnam gdzieś się ukryć, ale nie miałam siły. Nie pozostało mi więc nic innego jak poddać się wyrokom losu. Leżałam więc nadal na piaszczystym brzegu strumienia obolała po niezgrabnym lądowaniu i wycieńczona długą pogonią.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz