piątek, 1 maja 2015

Od Esmeraldy do Flamini

Nie miałam ochoty przenocować u Flamini.Tę noc wolałam spędzić sama. Mrok objął w panowanie świat. Gwiazdy mrugały do mnie z czerni nocnego nieba, lecz nie widziałam księżyca. Przechodziłam właśnie przez las. Wszystko wyglądało inaczej. Drzewa wyciągały złowrogo gałęzie, niczym ręce, by mnie pochwycić. Miałam nieustępliwe wrażenie, że za każdym krzewem, czy też zwalonym pniem ukrywa się ten stwór. Wilk, nie żywy, lecz również nie martwy. Muszę go jakoś nazwać, "stwór"  do niego nie pasuje. Nie żywy? Dziwnie to brzmi.. Może Nieumarły? To nawet pasuje. A wracając do rzeczywistości. Miałam wrażenie, że za każdym drzewem czai się Nieumarły. Czeka cierpliwe aż się pojawię. Szczerzy swe ostre niczym igły zęby. Marzy by zatopić je w moim karku. Lodowaty dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa. Nie mogę o tym teraz myśleć. W końcu Nieumarły, przynajmniej ten, nie zapuszcza się dalej niż za granicę swego terenu. Tego swego lasu przy rzece krwi. Tu jestem bezpieczna. Przynajmniej na razie... Tuż obok mnie zahukał puszczyk, przerwał ciszę nocną. Odpowiedziało mu echo. Kroczyłam powoli przed siebie. Nigdzie się nie śpieszyłam, miałam czas. W ogóle nie byłam śpiąca. Mimo, że dzisiaj przeszłam ładny kawałek. Do tych Latających wysp z Flamini. Potem z powrotem... Ciekawa z niej wadera, nie przeczę. Jej imię w jakimś języku oznacza szamanka, specjalizuje się w od trutkach, moje pytania zbywa "na później". Ma z pewnością nie jedną tajemnicę... Nawet nie zauważyłam kiedy pojawiła się mgła. Gęsta, mlecznobiała. Snuła się pomiędzy niemal czarnymi pniami drzew. Świat wyglądał niezwykle, nie oświetlony nawet przez blask księżyca, zatopiony we mgle. Słyszałam jak jakaś mysz, czy też ryjówka przedziera się przez obfite runo leśne. Dojrzałam na gałęzi sylwetkę sowy, szykującą się do lotu. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł, zakończony przez  żałosny pisk gryzonia. Koło życia się zamyka... Ptak podleciał ze zdobyczą na swą gałąź. Wbrew wszelkim zasadą, noc nie jest martwą, żyje własnym życiem. Które tylko nieliczni rozumieją. Westchnęłam i ruszyłam dalej. Mgła gęstniała z każdą sekundą. Wilgoć w postaci kropelek wody osadzała mi się na sierści. Co jakiś czas rozlegało się nawoływanie puszczyka, jakby z ni kąt. Szłam na wyczucie, widziałam drogę może z metr przed sobą. Nic nie czułam, tylko tą przeklętą wilgoć. Nawet słuch miałam otępiony, mgła zagłuszała wszelkie dźwięki. Niepewnie poruszałam się więc przed siebie. Miałam wrażenie, że krążę w kółko. Ciągle tylko ta mgła i zarys pni drzew. Po za tym nic, a nic. Ta jednostajność zaczynała mnie irytować. Miałam złe przeczucia, ale i tak nie mogłam zawrócić,  las wszędzie wyglądał tak samo. Mogłam tylko dalej iść przed siebie, z nadzieją, że mgła w końcu się przerzedzi, A ta jak na złość, robiła się coraz gęstsza. Intuicja mnie przed czymś ostrzegała, ale ciągle nie wiedziałam przed czym. Nagle coś na mnie skoczyło z prawej. Rozpoznałam charakterystyczną, kościstą sylwetkę. Powalił mnie zanim zdążyłam zareagować. Wbił pazury w mój bok, czułam jego ciepły oddech na moim karku. Jak mnie znalazł? Skąd wiedział, że tu będę? Strach mnie sparaliżował.
-No złociutka... teraz już mi się nie wywiniesz- wysyczał. Czułam rosnącą we mnie bezsilność. Nie mogłam się ruszyć, przygniótł mnie do gleby. Słyszałam swój oddech, urywany i przyśpieszony. Czułam, jak krew pulsuje mi w uszach. Przybliżył swój pysk do mej szyi, lada chwila mnie zabije. Jaki żałosny koniec, mogłam zostać u Flamini.. Ale teraz już tego nie cofnę. W ten ciężar znikł z mojego boku. Zobaczyłam tylko białą strzałę, która zrzuciła Nieumarłego. Ledwo wylądował na ziemi, a już się zerwał do biegu. Uciekał, jakby od tego zależało jego życie. Chociaż może zależało... Biała strzała okazała się wilkiem. Miał coś wspólnego z mym prześladowcą, ale nie wiem dokładnie co. Nie był tak potwornie chudy, jego sierść była gęstsza i śnieżnobiała. Miał lśniące, bursztynowe oczy. Przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-Kim jesteś?- zapytałam, po czym wstałam. Nie wiem jakie zamiary ma ten o to osobnik, może się okazać różnie dobry co jego kumpel.
-W tej chwili to nieważne. Pytanie brzmi- Kim ty jesteś? Znam Faviana, nie zadałby sobie trudu dla byle kogo.
-Dla twojej wiadomości nie mam pojęcia dlaczego się na mnie uparł. Ostatni raz widziałam go przy Rzece krwi, wtedy udało mi się umknąć. Ale tym razem..
-Tym razem się zagalopowałaś. Nie wiem czy wiesz, ale znajdujesz się w Lesie potępienia...
Nie mogłam w to uwierzyć, znowu?! Co mnie ciągnie do tych zakazanych terenów... Biały wilk ponownie mi się przyjrzał, tym razem z większą uwagą.
-Jest już późno, co powiesz bym cię odprowadził? Favian będzie się czaił w okolicy, ale jak już zresztą wiesz, nie zapuści się po za swe tereny.
Skinęłam głową. Basior zaczął iść przed siebie, a ja z wahaniem ruszyłam jego śladem. Nie wiem jak odnajdywał drogę we mgle i prędko się nie dowiem. Po paru minutach jednostajnego marszu, mgła zaczęła się przerzedzać. A basior przez całą drogę nic nie mówił, ba nawet się nie odwrócił. W końcu się zatrzymał i gestem wskazał niewielką jamę, jakby wyrytą w skale.
-Tu będziesz bezpieczna. Ja już muszę iść..
Po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Krzyknęłam za nim:
-Zobaczymy się jeszcze?
On stanął, ale się nie odwrócił.
-Możliwe...- miałam dziwne wrażenie, że się uśmiechnął. Nie minęła chwila, a zniknął, jakby pochłonięty przez mgłę. Weszłam do wyznaczonej jaskini. Wewnątrz okazała się większa, niż można by pomyśleć oglądając ją z zewnątrz. Rozłożyłam się wygodnie. Ledwo położyłam głowę na miękkiej ziemi, a odpłynęłam, spokojnym, głębokim snem.

<A może ktoś mnie widział? Flamini pewnie napiszesz co robiłaś następnego dnia.. Ja najwyżej sama sobie odpowiem.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz