Nie miałam ochoty przenocować u Flamini.Tę noc wolałam spędzić sama.
Mrok objął w panowanie świat. Gwiazdy mrugały do mnie z czerni nocnego
nieba, lecz nie widziałam księżyca. Przechodziłam właśnie przez las.
Wszystko wyglądało inaczej. Drzewa wyciągały złowrogo gałęzie, niczym
ręce, by mnie pochwycić. Miałam nieustępliwe wrażenie, że za każdym
krzewem, czy też zwalonym pniem ukrywa się ten stwór. Wilk, nie żywy,
lecz również nie martwy. Muszę go jakoś nazwać, "stwór" do niego nie
pasuje. Nie żywy? Dziwnie to brzmi.. Może Nieumarły? To nawet pasuje. A
wracając do rzeczywistości. Miałam wrażenie, że za każdym drzewem czai
się Nieumarły. Czeka cierpliwe aż się pojawię. Szczerzy swe ostre niczym
igły zęby. Marzy by zatopić je w moim karku. Lodowaty dreszcz przeszedł
mi wzdłuż kręgosłupa. Nie mogę o tym teraz myśleć. W końcu Nieumarły,
przynajmniej ten, nie zapuszcza się dalej niż za granicę swego terenu.
Tego swego lasu przy rzece krwi. Tu jestem bezpieczna. Przynajmniej na
razie... Tuż obok mnie zahukał puszczyk, przerwał ciszę nocną.
Odpowiedziało mu echo. Kroczyłam powoli przed siebie. Nigdzie się nie
śpieszyłam, miałam czas. W ogóle nie byłam śpiąca. Mimo, że dzisiaj
przeszłam ładny kawałek. Do tych Latających wysp z Flamini. Potem z
powrotem... Ciekawa z niej wadera, nie przeczę. Jej imię w jakimś języku
oznacza szamanka, specjalizuje się w od trutkach, moje pytania zbywa "na
później". Ma z pewnością nie jedną tajemnicę... Nawet nie zauważyłam
kiedy pojawiła się mgła. Gęsta, mlecznobiała. Snuła się pomiędzy niemal
czarnymi pniami drzew. Świat wyglądał niezwykle, nie oświetlony nawet
przez blask księżyca, zatopiony we mgle. Słyszałam jak jakaś mysz, czy
też ryjówka przedziera się przez obfite runo leśne. Dojrzałam na gałęzi
sylwetkę sowy, szykującą się do lotu. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł,
zakończony przez żałosny pisk gryzonia. Koło życia się zamyka... Ptak
podleciał ze zdobyczą na swą gałąź. Wbrew wszelkim zasadą, noc nie jest
martwą, żyje własnym życiem. Które tylko nieliczni rozumieją. Westchnęłam
i ruszyłam dalej. Mgła gęstniała z każdą sekundą. Wilgoć w postaci
kropelek wody osadzała mi się na sierści. Co jakiś czas rozlegało się
nawoływanie puszczyka, jakby z ni kąt. Szłam na wyczucie, widziałam drogę
może z metr przed sobą. Nic nie czułam, tylko tą przeklętą wilgoć.
Nawet słuch miałam otępiony, mgła zagłuszała wszelkie dźwięki. Niepewnie
poruszałam się więc przed siebie. Miałam wrażenie, że krążę w kółko.
Ciągle tylko ta mgła i zarys pni drzew. Po za tym nic, a nic. Ta
jednostajność zaczynała mnie irytować. Miałam złe przeczucia, ale i tak
nie mogłam zawrócić, las wszędzie wyglądał tak samo. Mogłam tylko dalej
iść przed siebie, z nadzieją, że mgła w końcu się przerzedzi, A ta jak
na złość, robiła się coraz gęstsza. Intuicja mnie przed czymś
ostrzegała, ale ciągle nie wiedziałam przed czym. Nagle coś na mnie
skoczyło z prawej. Rozpoznałam charakterystyczną, kościstą sylwetkę.
Powalił mnie zanim zdążyłam zareagować. Wbił pazury w mój bok, czułam
jego ciepły oddech na moim karku. Jak mnie znalazł? Skąd wiedział, że tu
będę? Strach mnie sparaliżował.
-No złociutka... teraz już mi się
nie wywiniesz- wysyczał. Czułam rosnącą we mnie bezsilność. Nie mogłam
się ruszyć, przygniótł mnie do gleby. Słyszałam swój oddech, urywany i
przyśpieszony. Czułam, jak krew pulsuje mi w uszach. Przybliżył swój
pysk do mej szyi, lada chwila mnie zabije. Jaki żałosny koniec, mogłam
zostać u Flamini.. Ale teraz już tego nie cofnę. W ten ciężar znikł z
mojego boku. Zobaczyłam tylko białą strzałę, która zrzuciła Nieumarłego.
Ledwo wylądował na ziemi, a już się zerwał do biegu. Uciekał, jakby od
tego zależało jego życie. Chociaż może zależało... Biała strzała okazała
się wilkiem. Miał coś wspólnego z mym prześladowcą, ale nie wiem
dokładnie co. Nie był tak potwornie chudy, jego sierść była gęstsza i
śnieżnobiała. Miał lśniące, bursztynowe oczy. Przyglądał mi się z
zaciekawieniem.
-Kim jesteś?- zapytałam, po czym wstałam. Nie wiem
jakie zamiary ma ten o to osobnik, może się okazać różnie dobry co jego
kumpel.
-W tej chwili to nieważne. Pytanie brzmi- Kim ty jesteś? Znam Faviana, nie zadałby sobie trudu dla byle kogo.
-Dla
twojej wiadomości nie mam pojęcia dlaczego się na mnie uparł. Ostatni
raz widziałam go przy Rzece krwi, wtedy udało mi się umknąć. Ale tym
razem..
-Tym razem się zagalopowałaś. Nie wiem czy wiesz, ale znajdujesz się w Lesie potępienia...
Nie
mogłam w to uwierzyć, znowu?! Co mnie ciągnie do tych zakazanych
terenów... Biały wilk ponownie mi się przyjrzał, tym razem z większą
uwagą.
-Jest już późno, co powiesz bym cię odprowadził? Favian będzie
się czaił w okolicy, ale jak już zresztą wiesz, nie zapuści się po za
swe tereny.
Skinęłam głową. Basior zaczął iść przed siebie, a ja z
wahaniem ruszyłam jego śladem. Nie wiem jak odnajdywał drogę we mgle i
prędko się nie dowiem. Po paru minutach jednostajnego marszu, mgła
zaczęła się przerzedzać. A basior przez całą drogę nic nie mówił, ba
nawet się nie odwrócił. W końcu się zatrzymał i gestem wskazał niewielką
jamę, jakby wyrytą w skale.
-Tu będziesz bezpieczna. Ja już muszę iść..
Po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Krzyknęłam za nim:
-Zobaczymy się jeszcze?
On stanął, ale się nie odwrócił.
-Możliwe...-
miałam dziwne wrażenie, że się uśmiechnął. Nie minęła chwila, a
zniknął, jakby pochłonięty przez mgłę. Weszłam do wyznaczonej jaskini.
Wewnątrz okazała się większa, niż można by pomyśleć oglądając ją z
zewnątrz. Rozłożyłam się wygodnie. Ledwo położyłam głowę na miękkiej
ziemi, a odpłynęłam, spokojnym, głębokim snem.
<A może ktoś mnie widział? Flamini pewnie napiszesz co robiłaś następnego dnia.. Ja najwyżej sama sobie odpowiem.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz