niedziela, 3 maja 2015

Próba odwagi cz.1 Leśna zasadzka – Pyladea

Życie w watasze Odwiecznej Pieśni upływało mi spokojnie i radośnie. Bardzo zaprzyjaźniłam się z Cezarem, a z Brutusem też udało mi się w końcu znaleźć wspólny język choć nadal był nieco oschły. Spędzaliśmy razem dużo czasu. Ulises nadal roztaczał nade mną swoją opiekę. Czułam się naprawdę bezpiecznie. Wkrótce miałam się jednak przekonać, że szczęście nie może trwać wiecznie. Tym razem wybraliśmy się wspólnie do Sekretnej Kniei. Nasz starszy przyjaciel został w jaskini, ponieważ ktoś musiał pozostać na stanowisku, by strzec watahy. Razem z moimi młodymi towarzyszami zagłębiłam się w mrok tego tajemniczego lasu. Lubiliśmy tu przebywać, ponieważ nikt nas tu nie niepokoił. Większość bała się, że przypadkiem trafi na ścieżkę próby. Legenda głosiła, że spotyka się tam zawsze to czego najbardziej się boi. Myśmy wiedzieli jednak, że nie trafia się na tą drogę przypadkiem więc nie obawialiśmy się. Bór był bardzo cichy. Pełen niesamowitych, starych roślin. Można tu także było spotkać przedziwne zwierzęta korzystające z tego spokojnego schronienia. Tego dnia coś było jednak inaczej. Wyczuwałam niemal namacalnie mrok wypełniający to miejsce. Ktoś nas obserwował. Powiedziałam o tym towarzyszom ale oni stwierdzili, że nie ma się czym niepokoić. Od lat terenów tych nie nawiedzali żadni wrogowie. Ruszyliśmy dalej tłumiąc przeczucia, ale w naszych ruchach widać było zapewne większą niż zwykle ostrożność. Dotarliśmy do cienistej kotlinki. Dno jej porastały paprocie i miękki mech. Rosły tu też niziutkie krzewy. Rozejrzeliśmy się wokoło. Na pozór wszystko wyglądało zwyczajnie wyszliśmy na środek i nagle ziemia pod naszymi stopami rozstąpiła się. Spadliśmy na dno głębokiego rowu. Być może wydostanie się z niego nie było by takie trudne ale nad nami natychmiast pojawiły się głowy obcych wilków szczerzące kły. Z ich pysków spływała piana, a oczy rzucały krwawe błyski. Pośród nich wyróżniał się szczególnie wilk z bardzo zeszpeconym pyskiem i zjerzoną sierścią. Rany wokół oczu odpowiadały znakom jakie widziałam u Ulissesa. Był on potężniejszy niż inni nasi oprawcy. Wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu i pchnął do dziury pojemnik z jakimś gazem. Cezar i Brutus zaczęli rzucać się niespokojnie po czym osunęli się na ziemie. Próbowałam osłonić pysk skrzydłem, ale wkrótce i mnie obezwładniła tajemnicza substancja. Czułam jak wokół nas zaciska się sieć. Powoli wyciągano nas na powierzchnie. Wreszcie straciłam przytomność. Ocknęłam się w jakiejś ciemnej wilgotnej jaskini przykuta łańcuchem do ściany. Pęta pozwalały mi tylko ruszać głową. Czułam się lekko otępiała i bolała mnie głowa. Cezar i Brutus znajdowali się w nie lepszej sytuacji. Nasz oprawca chodził niespokojnie po jaskini spoglądając na nas niepewnie.
- O śpiące królewny obudziły się – zachichotał nieprzyjemnie – To możemy przejść do zasadniczej części przedstawienia.
- Gadaj kim jesteś i po co nas tu trzymasz? – wrzasną czerwono-czarny basior      
- Nie poznajesz mnie
- To dowodzi że chyba cię nigdy nie widział bo tak paskudnego pyska raczej się nie zapomina Starałam się tą zuchwałością podnieść na duchu towarzyszy.Rzeczywiście okazali w tej strasznej sytuacji trochę rozbawienia. Niestety mój żart rozwścieczył nieznajomego.
- Cicho siedź nie z tobą rozmawiam – wysyczał przez zęby i warknął ostrzegawczo
- Wiesz to może skoro nie z nami rozmawiasz to może wyjdź i pogadaj sam ze sobą o ile będziesz w stanie tego słuchać – Kierowała mną chęć ocalenia przyjaciół. Może uda mi się przegadać potwora. Podszedł on do mnie i położył łapę na moim czole. Próbowałam protestować, ale głos zamarł mi w gardle. Szarpałam się, ale to nic nie pomagało. Poczułam na pysku oddech porywacza, a on nachylił się jeszcze niżej i wyszeptał mi prosto do ucha:
- Wiesz jak mnie nazywają? Verbum Mortuis … to mój tytuł i dlatego nikomu nie powiesz co tu widziałaś.- Wyprostował się i zachichotał tak, że aż ziemia się zatrzęsła.
CDN.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz