Życie w watasze Odwiecznej Pieśni
upływało mi spokojnie i
radośnie. Bardzo zaprzyjaźniłam się z Cezarem, a z Brutusem też udało mi
się w
końcu znaleźć wspólny język choć nadal był nieco oschły. Spędzaliśmy
razem dużo
czasu. Ulises nadal roztaczał nade mną swoją opiekę. Czułam się naprawdę
bezpiecznie. Wkrótce miałam się jednak przekonać, że szczęście nie może
trwać
wiecznie. Tym razem wybraliśmy się wspólnie do Sekretnej Kniei. Nasz
starszy
przyjaciel został w jaskini, ponieważ ktoś musiał pozostać na
stanowisku, by
strzec watahy. Razem z moimi młodymi towarzyszami zagłębiłam się w mrok
tego
tajemniczego lasu. Lubiliśmy tu przebywać, ponieważ nikt nas tu nie
niepokoił.
Większość bała się, że przypadkiem trafi na ścieżkę próby. Legenda
głosiła, że
spotyka się tam zawsze to czego najbardziej się boi. Myśmy wiedzieli
jednak, że
nie trafia się na tą drogę przypadkiem więc nie obawialiśmy się. Bór był
bardzo
cichy. Pełen niesamowitych, starych roślin. Można tu także było spotkać
przedziwne zwierzęta korzystające z tego spokojnego schronienia. Tego
dnia coś
było jednak inaczej. Wyczuwałam niemal namacalnie mrok wypełniający to
miejsce.
Ktoś nas obserwował. Powiedziałam o tym towarzyszom ale oni stwierdzili,
że nie
ma się czym niepokoić. Od lat terenów tych nie nawiedzali żadni
wrogowie.
Ruszyliśmy dalej tłumiąc przeczucia, ale w naszych ruchach widać było
zapewne
większą niż zwykle ostrożność. Dotarliśmy do cienistej kotlinki. Dno jej
porastały paprocie i miękki mech. Rosły tu też niziutkie krzewy.
Rozejrzeliśmy
się wokoło. Na pozór wszystko wyglądało zwyczajnie wyszliśmy na środek i
nagle
ziemia pod naszymi stopami rozstąpiła się. Spadliśmy na dno głębokiego
rowu.
Być może wydostanie się z niego nie było by takie trudne ale nad nami
natychmiast pojawiły się głowy obcych wilków szczerzące kły. Z ich
pysków
spływała piana, a oczy rzucały krwawe błyski. Pośród nich wyróżniał się
szczególnie wilk z bardzo zeszpeconym pyskiem i zjerzoną sierścią. Rany
wokół
oczu odpowiadały znakom jakie widziałam u Ulissesa. Był on potężniejszy
niż inni
nasi oprawcy. Wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu i pchnął do dziury
pojemnik
z jakimś gazem. Cezar i Brutus zaczęli rzucać się niespokojnie po czym
osunęli
się na ziemie. Próbowałam osłonić pysk skrzydłem, ale wkrótce i mnie
obezwładniła
tajemnicza substancja. Czułam jak wokół nas zaciska się sieć. Powoli
wyciągano
nas na powierzchnie. Wreszcie straciłam przytomność. Ocknęłam się w
jakiejś
ciemnej wilgotnej jaskini przykuta łańcuchem do ściany. Pęta pozwalały
mi tylko
ruszać głową. Czułam się lekko otępiała i bolała mnie głowa. Cezar i
Brutus znajdowali
się w nie lepszej sytuacji. Nasz oprawca chodził niespokojnie po jaskini
spoglądając na nas niepewnie.
- O śpiące królewny obudziły się – zachichotał nieprzyjemnie
– To możemy przejść do zasadniczej części przedstawienia.
- Gadaj kim jesteś i po co nas tu trzymasz? – wrzasną czerwono-czarny
basior
- Nie poznajesz mnie
- To dowodzi że chyba cię nigdy nie widział bo tak
paskudnego pyska raczej się nie zapomina Starałam się tą zuchwałością
podnieść
na duchu towarzyszy.Rzeczywiście okazali w tej strasznej sytuacji trochę
rozbawienia. Niestety mój żart rozwścieczył nieznajomego.
- Cicho siedź nie z tobą rozmawiam – wysyczał przez zęby i
warknął ostrzegawczo
- Wiesz to może skoro nie z nami rozmawiasz to może wyjdź i
pogadaj sam ze sobą o ile będziesz w stanie tego słuchać – Kierowała mną chęć
ocalenia przyjaciół. Może uda mi się przegadać potwora. Podszedł on do mnie i
położył łapę na moim czole. Próbowałam protestować, ale głos zamarł mi w
gardle. Szarpałam się, ale to nic nie pomagało. Poczułam na pysku oddech
porywacza, a on nachylił się jeszcze niżej i wyszeptał mi prosto do ucha:
- Wiesz jak mnie nazywają? Verbum Mortuis … to mój tytuł i
dlatego nikomu nie powiesz co tu widziałaś.- Wyprostował się i zachichotał tak,
że aż ziemia się zatrzęsła.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz