Sprawy przybrały dość ciekawy obrót. Od jakiegoś
tygodnia, może dwu spotykam się z jedną waderą. Nie wiem jak wygląda,
jak na razie widziałam ją tylko po zmroku. Swego imienia też zdradzić
nie chce… Odprowadziła mnie do jakiejś watahy, ale nie chciałam jak na
razie tam dołączyć. Takie przeczucie. Ona o tym nie wiedziała, była
święcie przekonana, że bez cienia sprzeciwu tu dołączyłam. Ach… w sumie
nie ma co jej o tym mówić. Nie chce nawet zdradzić jak ma na imię, co
jej będę wspominała o swoich decyzjach? Dzisiaj zdecydowałam się dopytać
o tego stwora, co mnie zaatakował przy Rzece Krwi. Zastałam ją
zbierającą jakieś zioła. Czyli to wadera, zielarz, coś ukrywa. Wziąwszy
pod uwagę, że nic nie chce o sobie powiedzieć , to nie jest tak źle.
-Witaj- przywitałam się spokojnie.
-Witaj, rany już zniknęły?- tradycyjne pytanie. Ciągle jeszcze trochę bolała kiedy ruszałam głową, ale do wytrzymania.
-Tak. Chciałam wiedzieć co to było…- nie dała mi dokończyć.
-Sama nie wiem, od lat tam nie byłam.
Czyli całe to przygotowanie na nic. Chociaż, może coś ukrywa? Mogła skłamać, kto wie…
-Na pewno? To dużo dla mnie znaczy.
Zerknęła w moim kierunku.
-Czyżbyś mi nie wierzyła? Jak mówię, że nie byłam tam od dawna to tak jest i basta.
Po
czym zagłębiła się w poszukiwaniu tych swoich ziół, jakby mnie tu w
ogóle nie było. Wyraźnie chciała zmienić temat, ale udawałam, że tego
nie zauważam. Nagle mnie olśniło.
-Ten stwór może być tam od wielu, wielu lat… nieprawdaż?
Usłyszałam ciche warknięcie. Nie mogłam się powstrzymać, uśmiechnęłam się triumfalnie. Trafiłam w dziesiątkę.
-Masz szczęście, że uszłaś z życiem. Teraz o nim zapomnij.
Jaka
ona naiwna… myśli, że po tym wszystkim tak po prostu zapomnę? Nawet
jeśli, to blizny na karku zostaną. Na pierwszy rzut oka nie widoczne,
sierść je przykryje. Lecz one ciągle tu będą. Nie dadzą ot tak
zapomnieć. Poczułam nagły przypływ ciekawości. Gdyby coś wyjawiła byłoby
inaczej, a tak… zawsze nas pociąga do tego co zakazane, tajemnicze. Nie
ma co z tym walczyć i tak przegram. Zielarka zauważyła w mych oczach
ten charakterystyczny przebłysk, już wiedziała co się święci.
-Ani mi się waż! Raz ci się udało, ale za drugim zabije cię!
-Albo
mi powiesz kim on jest, albo tam pójdę. Nawet jeśli mnie zabije, to
nikt po mnie płakać nie będzie.- odparłam, ze sztuczną obojętnością.
Wbrew pozorom mówiłam prawdę- rodzina już pewnie myśli, że nie żyję.
Przyjaciół też nie miałam… no może za wyjątkiem tej wadery. Jeśli w
ogóle można ją uznać za przyjaciela. Ale to przemyślę później. Tymczasem
owa wadera spojrzała na mnie niepewnie. Szukała śladów blefu. Chociaż
wziąwszy pod uwagę, że księżyc już od dawna gości na czarnym atlasie
nieba, to mogła dojrzeć najwyżej zarys mojej sylwetki. Słyszałam jak
nerwowo przełyka ślinę. Przyparłam ją do muru. Zna mnie za krótko by
stwierdzić coś po tonie mego głosu. Byłam z tego całkiem zadowolona,
taka przewaga jest dość przydatna. W końcu zielarka rzekła niepewnie:
-Nie zrobisz tego…- głos jej wyraźnie drżał. Chwilę jej zajęło wymyślenie tych paru słów, nie przeczę.
-Skąd
to niby wiesz? Przecież nie mam nic do stracenia, a nie spocznę dopóki
nie dowiem się czegoś o tym demonie, czy co to w ogóle jest.
Słyszałam jak bierze głęboki wdech.
-A jeśli ci coś o nim zdradzę? To odpuścisz?
-Zależy ile powiesz.
Spuściła głowę. Poruszyłam wrażliwy temat, ale nie mogę się teraz wycofać. Jestem za blisko
-To dłuższa historia…
-Mi
się nie śpieszy.- ucięłam ostentacyjnie siadając. Kolejny głęboki
wdech. Księżyc był niemal w pełni, obserwował nas z bezkresnej czerni
nieba. Gwiazdy przyjacielsko migotały… Uśmiechnęłam się pod nosem.
Czuję, że tej nocy czegoś się dowiem. Czegoś ważnego, co może zmienić
moje życie… chociaż równie dobrze to może być tylko wrażenie. Czas
pokarze.
<Ktosiu… coś ty wiedziała o moim
demoniku?:) Zdradź coś, nie bądź taka, przyznaj szczerze- Esme umie
manipulować… a przynajmniej tym razem jej się udało.>