niedziela, 19 kwietnia 2015

Powstanie watahy - Namanes

Myślicie, że to tak pięknie jest być córką Pierwszego Zaklętego? Otóż - nie. Byłam przytłoczona obowiązkami. A do tego fakt, że w moich żyłach płynie krew Ziemskiej Wilczycy. Byłam odpychana przez Zaklętych. Czułam się obco. Gdy miałam dwa lata z ojcem wybrałam się do Lasu Wycia aby spotkać się z innymi Rodami Kręgu. Tylko po co? Przecież oni mnie nie chcieli! Gdy dotarliśmy na miejsce zauważyłam tylko tych, którzy mieli zastąpić rodziców. Byłam zdziwiona. Kajan usiadł. Byłam tuż obok. Nie miałam ochoty na nich patrzeć.
-To twoja córka?-zapytała Sierra.
-Tak. Jest podobna do matki-odpowiedział.
-Śliczna.-oznajmiła z zachwytem.
Poczułam na sobie wzrok ich wszystkich. Czułam się dziwnie. Nie patrzyłam na nich. Wstałam, ukłoniłam się nisko i odstąpiłam  od towarzystwa. Wiedziałam, że zmienię się w zwykłego wilka. Tak też się stało. Siedziałam samotnie pod drzewem. Na co ja czekałam? Na to aż ktoś do mnie przyjdzie i się zlituje?
-Witaj Namanes. Córko Syii.-rozległ się głos.
-Jestem Ash.-syknęłam.
-Tak nazwał cię twój ojciec. Tak naprawdę jesteś Namanes. Potomkini Ziemskiej i Zaklętego.
Odwróciłam się i zamarłam.
 
To... to była moja matka! Zaczęłam płakać i wtuliłam się w jej futro. Brakowało mi jej.
-Dlaczego, dlaczego cię nie było?-zapytałam podnosząc łeb.
-Twój ojciec ukrył fakt, że jesteś moją córką. Bał się reakcji innych.
-Ale... oni i tak się dowiedzieli!
-Zabiorę cię, nie będziesz już córką Popiołu. Będziesz córką Ziemii.
-Zabierz mnie!-krzyknęłam.
Obie usłyszałyśmy głosy. Byli to Kajan i Jin. Szukali mnie. 
-Sya! Zostaw ją!
Nie zwracała na nich uwagi. Zabrała mnie od tych porywaczy. Jak najdalej. Postawiła mnie natomiast na polanie.
-Teraz ty decydujesz o swoim losie. Namanes.-oznajmiła, uśmiechnęła się, i zniknęła.
-Przyrzekam, że cię nie zawiodę.
Rozglądnęłam się po polanie i zauważyłam Jin' a. Podszedł.
-Więc to tak wyglądasz w ziemskiej formie.
-Zostaw mnie. Nie chcę mieć nic do czynienia z Zaklętymi! Jesteście skazą.
Jego oczy stały się wielkie. Wiedziałam, że zasmuciłam go tymi słowami. Zignorowałam to.
-Wynoś się.-syknęłam do basiora.
Posłuchał mnie. Po chwili już go nie było. Nie mogłam zapomnieć o swoim pochodzeniu.
-Wataha Zaklętych.-wyszeptałam.
Tak. Tak właśnie nazwę swą watahę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz