Leciałem w poszukiwaniu watahy.. Ymm.. A może siostry.. Sam nie
wiedziałem.. Wiatr wiał mocniej niż zwykle.. Postanowiłem dalej iść..
Zapadała powoli noc. Wiatr stał się silniejszy.. Mierzwił mi futro i
przechylał słabe drzewa.. Moje poduszki na łapach z każdym krokiem
bardziej bolały.. Cóż ja poradzę.. Moje łapy nie są przystosowane do
chodzenia.. Przez większość mojego życia latałem.. To był błąd..
Wielki.. Nie podejrzewałem, że będę musiał opuścić rodziców i szukać
siostry.. No cóż trzeba przeżyć.. Wreszcie noc.. Księżyc w pełni i dużo
gwiazd.. Idealne miejsce dla mnie.. Postanowiłem pójść do jakiejś
jaskini.. Z zmęczeniem patrzyłem się w księżyc.. Doszedłem do jaskini...
Niby parę kroków, a dla mnie to jak kilometr.. Położyłem się i po
chwili zasnąłem..
*rano*
Wstałem wcześnie rano i się
przeciągnąłem.. Zobaczyłem kozicę górską i ją zaatakowałem.. Oblizując
się wróciłem do jaskini.. Zjadłem szybko ofiarę i wstałem.. Patrząc się
jeszcze na widoczny księżyc przypomniałem sobie o siostrze.. Zmotywowało
mnie do jej szukania.. Postanowiłem rozłożyć skrzydła i poleciałem
dalej..
*wieczorem*
Leciałem strasznie długo.. I znowu ten nie
miłosierny wiatr... Postanowiłem znowu zejść na ziemię.. Niestety, a po
siostrze ani śladu.. Zobaczyłem jakąś waderę. Postanowiłem do niej
podlecieć.. Może to ona.. Podleciałem i to nie była ona.. Jakaś inna
wadera...
- Kim jesteś?- zapytałem się
- Namanes... Co chcesz?
- Ymm.. Masz watahę?
- Tak.. Chcesz dołączyć?
- Tak- odpowiedziałem z uciechą
<Namanes?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz