Nie potrafiłam zasnąć. Kręciłam się i
wierciłam, przewracałam z boku na bok, ale nic z tego. Wyszłam na
zewnątrz. Niebo było bezchmurne. Wyrażenie widziałam gwiazdy i ogromny
księżyc w pełni. Świecił on delikatnym błękitnawym światłem. Wpadłam na
szalony pomysł aby udać się jeszcze raz na błędne skały. Przemknęłam
się cicho przez polanę i weszłam w cień potężnych kamieni. Kiedyś udało
mi się znaleźć bardzo ciekawe miejsce była to ogromna polana z dziwnymi
odciskami potężnych łap i spaloną miejscami ziemią. Coś mi mówiło, że
tam powinnam pójść. Nie mam pojęcia jak trafiłam tam gdzie planowałam.
Nie było tam jednak tak cicho jak przypuszczałam. Moich uszu dobiegł
nieznośny hałas. Przybliżyłam się ostrożnie.Ujrzałam przed sobą dwa
ogromne ciemne kształty. Wytężyłam wzrok i zrozumiałam, że są to dwa
walczące smoki. Wiedziałam jak niebezpieczne może być przyglądanie im
się, ale jakoś nie potrafiłam odejść. Jeden z nich z tego co udało mi
się dojrzeć w świetle księżyca był czarny niczym smoła natomiast drugi
złoty. Słyszałam trzepot ich potężnych skrzydeł i głuchy szczęk ich
łusek ocierających o skały krusząc tak, że spadały z potężnym hukiem.
Ciężko mi stwierdzić czy bałam się wówczas. Nie mogłam uporządkować
myśli. Czułam że w jakiś sposób ta walka dotyczy także mnie. Ryki smoków
rozdzierały cisze na strzępy. Drzewa chwiały się. Dziwiłam się że nikt
inny nie słyszy tego. Zresztą nawet gdyby to i tak nikt się tu nie
zapuszczał. Czarny smok walczył zaciekle i miałam wrażenie że nie
uczciwie choć nie znałam się na zasadach smoczych pojedynków.
Jaśniejący
wydawał się słabszy ale emanowała od niego wewnętrzna siła. Bardzo
chciałam, żeby to on zwyciężył. W powietrzu unosił się siarkowo-stalowy
zapach smoczej krwi. Wreszcie mój faworyt przygwoździł przeciwnika do
skalistego podłoża i w bił w niego ostre jak sztylety kły. Potwór zawył i
rozwiał się w dym. Obserwowałam tą scenę z mojego ukrycia za krzewami
na wystającej skarpie. Nagle potężne stworzenie uniosło się w powietrze i
wylądowało z niezwykłą delikatnością na skraju skalnego występu.
-
Pyladeo… Pyladeo- odezwał się głosem hipnotycznie mruczącym, a od
delikatnego podmuchu poruszyły się trawy. Przeszedł mnie dreszcz. Nie
wiedziałam co robić. Serce mówiło „zostań”, rozum krzyczał „uciekaj”.
- Pyladeo…- Tajemnicza istota powtórzyła swoje wołanie
Niepewnie
na trzęsących się łapach wyszłam z za krzaków, bo czułam się trochę
niezręcznie jako wilk kryjąc się po chaszczach. Zwierze wlepiło we mnie
swoje ogromne lśniące ślepia. Po czym odwróciło się i wskazało na krwawe
szramy z których cienkimi stróżkami wypływała jeszcze w niektórych
miejscach czerwona ciecz.
- Walczyłem o ciebie – szepnął
Popatrzyłam na niego z lękiem, zdziwieniem i podziwem jednocześnie. Musiało to pewnie wyglądać dość dziwacznie.
- Wywalczyłem dla ciebie wolność, ale na bardzo krótki czas. Niedługo będziesz musiała sam o siebie zawalczyć.
- Skąd mam wiedzieć dokąd zmierzam skoro nie wiem skąd przyszłam…
- Bądź cierpliwa i ufaj… Wkrótce mnie odnajdziesz
Poczułam jego gorący oddech. Chciałam o coś jeszcze zapytać. Ale podmuch uniósł mnie i …
Obudziłam
się o poranku doskonale pamiętając wydarzenia nocy, ale nie będąc
jednoczenie pewną czy to zdarzyło się naprawdę czy to tylko sen. Czy
byłam gotowa na przyjęcie prawdy? Kim były te smoki?... Czułam, że ma to
związek z czymś co miałam pamiętać, ale nie mogłam skojarzyć co to
było. Usiadłam na trawie by spleść włosy. Całe szczęście mogłam to
zrobić za pomocą myśli. Właśnie związywałam warkocz z trzech kosmyków,
gdy przypomniałam sobie końcówkę przepowiedni:
„Powiedzie cię tą ścieżką duch złoty
Pamiętaj trzy nici trzy cnoty”
SMOK… on przecież był właśnie… ZŁOTY i był jak DUCH. CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz